niedziela, 8 września 2013

dzień 3

Obudziliśmy się niespiesznie. Tak, aby obserwować rowerowy peleton śpieszący do szkół, biur, warsztatów i na pewno do portu. Na Edziku wrażenie robiły dziewczyny w miniówkach, szpilkach i kaskach pedałujące do szkoły. Ja miałem godzinę wolnego na objazd ejsbjerdzkich latarni. Szło albo dobrze, kiedy z odręcznym planem miasta trafiałem od razu. Albo nijak, jednego rusztowania w parku mimo starań nie znalazłem. Po powrocie okazało się też, że "rowlett'owy" wykaz nie był kompletny. Przy okazji widziałem plac przy tamtejszym gimnazjum. Wielkości boiska do szczypiorniaka. Pełen rowerów. A i jeszcze sporo do frontu szkoły. Szacun. Niestety zaczynało padać i do końca dnia było mniej lub bardziej deszczowo. Zajechaliśmy na duński zachodni przylądek - Blåvandshuk.W planie był dłuższy postój i zwiedzanie jednej z wielu reprezentacyjnych duńskich latarni, ale akurat nieźle padało. Niedaleko osiedle uroczych domków, które znaliśmy już z Rømø. Potem bardzo malowniczy przejazd mierzeją wzdłuż fjordu Ringkøbing. Po drodze kolejna "porządna" latarnia Nørre Lyngvig. Edzik weszła do góry. Miała mi pomachać, ale wiele z tego nie wyszło. Ponoć wiatr był taki, że ona i inni zwiedzający bali się podejść do galeriowej barierki i większość czasu spędzili kucając lub przyklejając się do bezpiecznej ściany. Tu warty polecenia jest też muzealno-sklepowy kompleksik. Dalej znowu piękne tereny których podziwianie psuła pogoda - mierzeja odgradzająca Nissum Fjord i dojazd do Bovbjerg Fyr. Fyr czyli latarnia, też dało się wejść na górę. W okolicy piękne strome klify. Dalej mieliśmy wybór: wybrzeże i prom w Thyborøn wyceniany wg naszej mapy na jakieś 50pln. Zdecydowaliśmy się więc na objazd akwenu Nissum Bredning dojechaliśmy na przyplażowy nocleg do Agger. Edzik puściła mnie jeszcze na szukanie Agger-Tange Forfyr, ale nie mając dobrych danych lokalizacji i nie widząc światła po 2-3 kilometrach zrezygnowałem. Jakkolwiek wieczorno-nocne pchanie roweru po wydmach było całkiem przyjemne. Szczególnie gdy towarzyszyło mi mruganie dwóch odległych latarni: Bovbjerg i Lodbjerg.   


Esbjerg - portowe latarenki.

 Motorfyrskib I "Hors Rev". Latarniowiec - muzeum. Rankiem nieczynne.

Blåvandshuk. Ta latarnia zapraszała do środka jednak deszcz nas odstraszył.

Arriva prawie jak ta nasza.

Hvide Sande - maszt sygnalizacyjny, jakich potem jeszcze kilka widzieliśmy. Deszczowo - klimat wisielczy.

Międzywydmowe ścieżki kusiły na rowerowy offroad.

Latarnia Nørre Lyngvig.

MMS do dzieci.

Latarnia Bovbjerg, widok z galerii, laterna z fresnelowymi lensami.

Krypy w małym porcie Lemvig.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz