sobota, 7 września 2013

dzień 4

Tego dnia czekały nas główne atrakcje wyjazdu. Na szczęście okraszono je słoneczną pogodą. Rano Edzik znowu dała mi trochę wolnego. Uparłem się więc na odwiedzenie latarenki Agger-Tange. Znowu łatwo nie było. Wydmy, trawy za kolana, piach i oczywiście targanie roweru. Obserwowała mnie sarenka zdziwiona obecnością człowieka w nieodwiedzanym raczej fragmencie Thy N. P. Wydostanie się na asfalt też zajęło trochę błądzenia i przeprawiania przez zalewowe tereny. Suchą stopą może być to niemożliwe, może przy maksymalnym odpływie? Po śniadaniu zajeżdżamy do ukrytej w zieleni latarni Lodbjerg. Jest jednak za wcześnie aby do niej wejść, a nam czekać zwykle się nie chce. Jedziemy dalej - spokojne portowe miasteczko Vorupør. Tu obserwujemy połów krabów i  fotografujemy biało-czerwone latarenki. Dalej kierujemy się do Hanstholm, mijany park Thy jest niesamowicie malowniczy. Przy latarni Hanstholm okazuje się, że zgubiłem pieniądze. Prawie 1000 koron, to cała kasa którą wypłaciłem na następne dni. Podejrzewaliśmy parking w Vorupør, to jednak za daleko aby się wracać i zbyt ruchliwe miejsce, aby nikt kasy nie podniósł. Edzik genialnie przypomina, ze robiliśmy jeszcze zdjęcia po drodze, nawet niedaleko. Jedziemy, wchodzę na znów na szczyt wydmowego pagórka. Jest! Banknoty w trawie, tak jak je zginałem, tak leżały. I tak jakoś humor nam się poprawił. Jedziemy dalej - do słynnej latarni Rubjerg Knude. Ta zasypana przez ruchome wydmy latarnia stanowi pewnie jedną z głównych duńskich atrakcji turystycznych. Bierzemy rowery na kilkukilometrową trasę wiodącą do celu. Trasę pieszą - więc w konsekwencji sporą część trasy rowery prowadziliśmy wertepami. Edzik więc już wie, jak to czasem bywa na porządnych zawodach AR. Zostawiamy rowery i wchodzimy na wydmy. Edzik wniebowzięta. Mówi, że tu jest jak w Egipcie. Faktycznie, w dzisiejszym słońcu wrażenie pustyni jest nieodparte. A latarnia majestatyczna. Późny obiad przy następnej latarni - Hirsthals. Miejsce bardzo czyste i zadbane, widoki z laterny rozległe. Obok kilka bunkrów i umocnień, taki mały powojenny skansen. Dzień kończymy w Skagen, a dokładnie na cyplu zwanym Grenen. My pieszo na cypel, ludzie już wracają - zachód słońca minął. Tu mają zlewać się wody Sagerraku i Kattegatu (choć różne źródła inaczej interpretują ich granice). Podobno niesamowite wrażenie robią bijące w siebie z różnych kierunków fale. Niestety, trafiliśmy na fale plażowe, nie sztormowe. Ale sceneria jest i tak piękna. Granatowe niebo, czarne morze, dalekie światła statków, prom o titanic-owej liczbie jasnych okien. I krążące wkoło światło skageńskiej latarni. Najfajniejszy dzień, uczciliśmy go butelką wina, odtąd już pomalutku zaczynamy odczuwać drogę powrotną.




Logo Parku Narodowego Thy - najstarszego w Danii. Kilka filmików jest tu: Nationalpark TV

Nationalpark Thy.

Agger-Tange Forfyr w blasku świtu z dotarganym rowerem.

Domki do wynajęcia, które podglądała Edzik.

Signalcannon w Agger - kilka takich widzieliśmy.

Latarnia Lodbjerg.

Vorupør: Górna latarnia nabieżnika, kraby, kutry i ich wyciągarka.

Thy N.P w słonecznej scenerii. Akurat wypadają mi banknoty.

Latarnia Hanstholm.

Perła duńskiego wybrzeża - Rubjerg Knude.

Ruchome wydmy, zupełnie jak w naszym Słowińskim...

Edzik i jej Egipt.

Takie wiatraki czasem mijaliśmy. Niestety nie widać charakterystycznego spiczastego czubka.

Hirtshals - laterna i widok z góry na port.

Zadbany latarniany kompleks w Hirsthals - w takim miejscu obiad smakuje szczególnie.

Skagen - rekonstrukcja wulkanu. Album "Latarnie morskie świata" str 32.

Grenen to dla duńczyka koniec świata.

Grenen. Poniemieckich bunkrów mijaliśmy sporo, z ofert noclegu nie korzystaliśmy.

Grenen - Skagen. Robi się ciemno. Niedawno światło zaczęło okrążać horyzont.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz